piątek, 5 sierpnia 2016

Wycieczka po Bad Soden

Hello!
Ogólnie planowałam nie pisać lub prawie nie pisać postów o/z mojego pobytu we Frankfurcie, ale gdy zrobiłam rekonesans pomysłów, wszyło, że powinnam zbierać materiały na 7 notek, a możliwe, że i na tym się nie skończy. Ale dziś nie o Frankfurcie - zapraszam Was na spacer po Bad Soden. 
Uprzedzam tekst pomiędzy zdjęciami jest bardzo niespójny, zdarza mi się pisać o sobie w trzeciej osobie itp., ale jakoś momentami, takie zmiany wydały mi się ciekawe. Druga sprawa: pojęcia nie mam czemu rozmiary zdjęć się tak różnią między sobą, wszystkie były zapisywane tak samo.


Najłatwiej dostać się tam S-Bahnem numer 3, ja jeżdżę ze stacji Frankfurt Westbahnhof i podróż zajmuje około 20 minut. 


Po wyjściu z kolejki przywita Was widok mnie więcej taki jak na powyższym zdjęciu.


Później skręcamy w prawo, wchodzimy po schodach i znajdujemy się w parku.  Po lewej fontanna, a gdy pójdziemy w prawo na końcu parku znajduje się kościół.
 

Gdy od kościoła pójdzie się w lewo dotrze się do jednego z wyjść z parku, ale od znaku można podejść w lewo do ścieżki, która nie jest już wyłożona kostką i dotrzeć do kolejnej fontanny. 
Polecam ten park na piknik. Jeśli kiedyś będziecie we Frankfurcie, a będziecie chcieli odetchnąć świeżym powietrzem i zjeść śniadanie na trawie, to nie ma lepszego miejsca. Gdy tylko wysiądzie się z pociągu od razu czuć, że powietrze jest tam zupełnie inne. Ponadto jest nieco chłodniej niż w mieście. To już góry.


Gdy pójdzie się jeszcze dalej park się skończy, ale jest droga, a za drogą las. Podzielony na zachęcająco wyglądające, dobrze oznakowane ścieżki. Ale las, to las, wydawał się całkiem duży - to sugerowały znaki dla tras rowerowych, M była sama i chociaż nie śpieszyło jej się szczególnie, to ta część wycieczki odbywała się po pracy więc była zmęczona, a chciała pozwiedzać miasto. Zdecydowała się więc na spacer brzegiem lasu, dotarła do altanki i postanowiła kierować się znakiem na Alter Kurpark.


Gdzie dotarłam trochę na czuja. Znajduje się on, tak jakby od kolejki przejść przez budynek, który widać na zdjęciu - widać też możliwe przejście, na wprost. Albo od pierwszego opisywanego parku na lewo.



Naprawdę denerwuje mnie, zmienianie rozmiarów zdjęć, były zapisywane tak, aby był takie same, a gdy kombinowałam inaczej, to blogger się buntował, że są za duże. Wybaczcie, musimy przeżyć. 
W drugim parku znajduje się piękny budynek, oczywiście przed nim jest fontanna. Wiem, że w środku jest biblioteka, ale nie mam pojęcia co jeszcze. 
Natomiast na zdjęciu jeszcze wyżej jest prawdopodobnie scena. Bardzo ładna, przed nią ustawione ławeczki i, jak łatwo się domyślić, prawdopodobnie jest to miejsce festynów czy festiwali, lub czegoś podobnego. 


Taki widoczek, czeka na nas, gdy podejdziemy jeszcze kawałek przed ładnym budynkiem. 


A jeszcze kawałeczek dalej jeziorko i mostek. Bardzo romantyczne miejsce. Nie wiem czy uda Wam się dostrzec: po drugiej stronie tej przerośniętej kałuży są ładne białe ławeczki, na których to M jadła drugie śniadanie - muffinki, za które zapłaciła 3 Euro tylko dlatego, że były z czekoladą Milka. Nie poleca, nie dajecie się zwieść, nie były dobre. 


Takie ciekawe cuda można znaleźć za ładnym budynkiem ze zdjęć powyżej. Pojęcia nie mam co to może być. Widzę, że muszelki, ale do morza stąd raczej daleko. Chyba, że to z wykopalisk archeologicznych i morze było tu miliony lat temu.

A za tym cudem zobaczyłam zachęcająco wyglądające schody. A potem jeszcze jedne. Na górę. Wiecie, M nawet jak była w Gdańsku to zamiast jechać na plażę poszła na Górę Gradową.

Po przejściu paru pierwszych schodów, nie byłam zachwycona, dotarłam na jakiś zarośnięty punt widokowy  i zakiś zapuszczony budynek, ale ścieżka wiodła dalej więc weszłam jeszcze wyżej, gdzie moim oczom ukazała się ta oto wieża:


A potem trzeba było zejść, ale po co to robić tą samą drogą, którą się weszło, skoro można podejść dalej i wyjść na przypadkowej ulicy. Nie wiem czy dobrze widać to na zdjęciach, ale ulice w Bad Soden są wyjątkowo strome, czasami miałam obawy czy nie spadnę, albo czy moja kostka nie odmówi współpracy.


Z tego przypadkowego wyjścia trafiłam w końcu pod centrum konferencyjne, przed którym była fascynująca fontanna.


Potem chodziłam uliczkami na chybi trafił - spacer był spontaniczny, na dodatek oprócz parku, który był opisywany jako pierwszy, znałam w tym mieście jeszcze jedno miejsce i próbowałam tak dookoła właśnie do niego trafić.


Z pierwszej góry nie schodziłam, ale w końcu trzeba było znaleźć się niżej. Powoli zaczynałam się też przyzwyczajać do stromości.


W końcu dotarłam też do miejsca, które znałam, ale w tym samym momencie zobaczyłam zachęcając ścieżkę wzdłuż potoku i poszłam w prawo.


Potem skręciłam w lewo, poszłam jeszcze większą ilością schodów pod górę, naprawdę nie wiem skąd u mnie pociąg do chodzenia po schodach, znów w lewo i jeszcze raz, i wróciłam do miejsca z miejsca powyżej. Oprócz placu zabaw, była tam też ścieżka edukacyjna i chyba jakiś domek jaskółek, ale przeszłam przez ten park i oczywiście trafiłam do kolejnego.


Zobaczyłam jeden z najciekawszych budynków jakie w życiu widziałam, Niestety zdjęcie nie oddaje całości, bo zasadniczo jest to chyba kompleks budynków i wygląda totalnie niesamowicie.


Inne ciekawostki z parku. Parków, bo wychodzisz z jednego i wchodzisz do kolejnego nawet nie wiesz kiedy, chociaż wszystkie mają śliczne tabliczki z nazwami.
Pierwsze zdjęcie, to po prostu śliczna altanka, stojąca naprzeciwko budynku ze zdjęcia powyżej. Kolejne to rzeźba (też z resztą stoi pod dachem w altanie) niestety, nie jestem w stanie dokładnie powiedzieć czy kogoś, czy to bardziej symbol (ktoś może nie wiedzieć, ale pomimo 6 lat niemieckiego w szkole, nie umiem praktycznie nic) ważne, że rzeźba ozdabia ujęcie wody. Park, w którym się znajduje to Park Źródlany. Bo Bad Soden to uzdrowisko znane właśnie z wód (w "Annie Kareninie" polecają nawet tam komuś jechać) i ujęć wody bogatej w różne zdrowe minerały czy pierwiastki jest całkiem sporo. W przeciwieństwie do ludzi i jako typowa turystka z aparatem czułam się nieco dziwnie.
Na ostatnim zdjęciu prawdopodobnie dom Wagnera i informująca o tym tablica.


Kościół numer 2. Dotarcie do niego także było moim celem. Jak się okazało niepotrzebnie tyle się nałaziłam, bo był zdecydowanie bliżej niż myślałam, ale i tak się cieszę z wycieczki.


Później pokręciłam się jeszcze po parkach, ale postanowiłam nie odchodzić nigdzie daleko, bo wiedziałam jak łatwo dotrzeć stamtąd na dworzec i trafiłam na taki budynek. Nie mam zielonego pojęcia, co się tam znajduje ani czym był wcześniej, ale wygląda jak remiza.


I kończymy spacer. Zrobiłam kółko. Zapewne na mapie, tak by nie wyglądało, ale dotarłam do miejsca, z którego ruszałam, wsiadłam do pociągu i nawet nie byłam tak bardzo zmęczona, jak wydawało mi się, że jestem.

Pozdrawiam, M

2 komentarze:

  1. Czuję się tak, jakbym tam prawie była :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne miejsce, zazdroszczę Ci tej podróży, ale cieszę się, że nas tam zabrałaś :D

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3